Gasnący płomień mojej wiary
rozniecić chcę na nowo,
bo ledwo tli się przytłumiony
zdarzeń codziennych prozą.
Nie podsycany przez nadzieję,
miłością nie karmiony
blednie i stygnie, obumiera
w jazgocie zatopiony.
Gasnący płomień mojej wiary
rozniecić chcę na nowo,
bo ledwo tli się przytłumiony
zdarzeń codziennych prozą.
Nie podsycany przez nadzieję,
miłością nie karmiony
blednie i stygnie, obumiera
w jazgocie zatopiony.
Sen nie nadchodzi,
spóźnia się coraz częściej,
po bezdrożach błądzi
i z księżycem się wdaje
w dysputy jałowe.
Zanim przybędzie
przetnie Mleczną Drogę,
z wiatrem ciepłym zatańczy
i policzy barany
na tatrzańskich halach.
Gdyby mi było dane przyjść na świat nad Jordanem
dwadzieścia wieków temu,
czy łatwiej by mi było uwierzyć w taką miłość,
która na krzyż prowadzi ?
Czy byłoby to proste uwierzyć, że ten Człowiek
jest także moim Bogiem
bo chociaż tak niezwykły, to przecież tak zwyczajny,
Józefa syn i Marii.
I gdzie to moje miejsce przy Via Dolorosa?
Wśród obojętnych gapiów
czy bardzo blisko Krzyża, co stał się drogowskazem
na wieki wieków…amen
Na przekór rozumowi,
wbrew logice wszelkiej
wybiegamy do przodu
myślą niecierpliwą,
poganiając bezmyślnie
dni, godziny, lata
nie umiemy
już cieszyć się chwilą.
Moja mama,
Maria szarooka,
cichuteńko przemknęła
krótką ścieżką życia,
zawsze na drugim, trzecim, czwartym planie,
zajęta wyszywaniem nie swojego szczęścia.
Nad moja głową cztery wiatry
wieją na świata cztery strony.
Kojący błękit pod chmur górą
na długo został uwięziony.
A w mojej głowie myśli tysiąc
walczy o miejsce najważniejsze.
A w moim sercu mimo wszystko
jest jeszcze wciąż dla ciebie miejsce.