Moja mama,
Maria szarooka,
cichuteńko przemknęła
krótką ścieżką życia,
zawsze na drugim, trzecim, czwartym planie,
zajęta wyszywaniem nie swojego szczęścia.
Moja mama,
Maria szarooka,
cichuteńko przemknęła
krótką ścieżką życia,
zawsze na drugim, trzecim, czwartym planie,
zajęta wyszywaniem nie swojego szczęścia.
Nad moja głową cztery wiatry
wieją na świata cztery strony.
Kojący błękit pod chmur górą
na długo został uwięziony.
A w mojej głowie myśli tysiąc
walczy o miejsce najważniejsze.
A w moim sercu mimo wszystko
jest jeszcze wciąż dla ciebie miejsce.
Rozpalasz gwiazdy, gasisz słońca,
zanurzasz światy w gwiezdnym pyle,
znasz tajemnice ptasich lotów,
stwarzasz komety i motyle.
Ponad przestrzenią, poza czasem
nieodgadniony, niepojęty,
Ty co nie mieścisz mi się w głowie
jesteś na wyciągniecie ręki.
Szukałam Ciebie za daleko,
na peryferiach Mlecznej Drogi,
a Ty przychodzisz w letnim deszczu
okruchach szczęścia, we łzach słonych.
Czy za barierą czasu,
gdzie nawet myśl się nie prześlizgnie
jest raj?
Raj utracony w dniu narodzin,
a odzyskany w chwili śmierci.
Dlaczego więc tak trudno pożegnać się z życiem
i bez żalu odejść od utrapień wielu?
Zostawić książki i zachody słońca
niedoczytane wiersze,
niewypowiedziane szczęście.
Czy jesteśmy ludźmi wiary tak małej
jak ziarenko piasku?
Czasu dostałam całkiem sporo,
dobra wszelkiego też niemało,
goryczy szczyptę odpowiednią,
by szczęście lepiej smakowało.
I z tym bagażem drogocennym
biegnę ku słońcu, bo zmierzch blisko,
czekając na kolejne świty
o (s)pokój proszę nade wszystko.