Konstancin działa na mnie kojąco. To dziwne, bo zazwyczaj nieswojo czuję się na płaskim terenie. Może to te sosny, może opary solankowe z tężni, a może suma jeszcze wielu innych „okoliczności przyrody” czynią to miejsce przyjaznym. Chętnie tam wracam. Sympatią darzę równie Wilanów – zwłaszcza w czasie kwitnienia magnolii i o takiej porze dnia gdy turyści jeszcze nie atakują obiektu.